W tym roku mija 40 lat od uzyskania przez Ciebie tytułu doktora nauk humanistycznych na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Obrona pracy była efektowna. Mogę to zaświadczyć, ponieważ byłem na tej obronie. Jak to się stało, że nauczycielka szkoły średniej, w niewielkim bądź co bądź mieście, z dala od ośrodków akademickich, wkroczyła na drogę nauki?
Miałam już wówczas 13-letni staż pracy w szkolnictwie. Do Gostynina wróciłam po studiach na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Oprócz pracy w szkole od początku szukałam dla siebie właściwego pola zainteresowań. Padło na regionalistykę. Już na studiach byłam dwa lata na seminarium historii kultury prowadzonym przez wybitnego historyka prof. Włodzimierza Dworzaczka. Nie wiem jednak czy moje marzenia mogłyby się zrealizować, gdyby Uniwersytet Warszawski nie zorganizował w 1974 r. czteroletniego Studium Doktoranckiego dla Nauczycieli. Zgłosiłam się, zdałam egzamin wstępny. Na 40 osób przyjęto 17. Zainteresował się mną mój późniejszy promotor prof. Stanisław Frybes. Trafiłam do prowadzonego wówczas przez niego Zespołu do badań nad życiem literackim Królestwa Polskiego.
Czy to miało wpływ na temat Twojej pracy doktorskiej?
Tak. Pisałam pracę pt. „Życie literackie Płocka w latach 1864–1890”. Temat mieścił się w zakresie prowadzonych przez Zespół badań, które co prawda dotyczyły głównie Warszawy, ale włączony został Płock i Kalisz, jako dwa główne ośrodki, poza Warszawą, Królestwa Polskiego. Obronę miałam w listopadzie 1982 r., ale dyplom odebrałam uroczyście w czerwcu 1983 r. Obrona odbywała się w dużej sali wykładowej Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego w obecności licznych profesorów z Polonistyki, a także z Instytutu Sztuki PAN. Przybyli również moi znajomi, w tym mój trzynastoletni syn. Było to stresujące, ale poradziłam sobie. W 1994 r. Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Płocku (obecnie Książnica Płocka) wydała nieco skróconą wersję tej pracy pt. „Życie kulturalno-literackie Płocka w 2. połowie XIX w.”
I tak to się zaczęło na dobre?
W 1974 r. przyjęta zostałam też do Towarzystwa Naukowego Płockiego. Przez wiele lat byłam członkiem kolegium i sekretarzem kwartalnika „Notatki Płockie” wydawanego przez TNP. Współpraca z „Notatkami” obligowała mnie również do pisania artykułów do kwartalnika. Do 2022 r. opublikowałam tam 66 tekstów. Mam też swoje opracowania w dwóch tomach „Dziejów Płocka”.
Wydałaś także przed obroną dwie książki dotyczące teatru w Płocku.
Są to „Teatr w dawnym Płocku” i „Repertuar teatru w Płocku 1808–1939” wydane przez Instytut Sztuki PAN w Warszawie. Płock miał w latach 1818–1940 teatr, usytuowany na skarpie tumskiej, zniszczony przez Niemców. Temat teatru powrócił w książce wydanej przez Książnicę Płocką w 1998 r. „Płocka Melpomena”. Wydałam też pracę dotyczącą teatru amatorskiego w Płocku napisaną na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Łódzkiego.
Masz jeszcze jedną książkę dotyczącą teatru, ale o szerszym zakresie terytorialnym.
W 2006 r. wydałam książkę „Teatry prowincjonalne w Królestwie Polskim (1863–1914)”. Książka otrzymała dwie świetne recenzje znawczyń historii teatru prof. Anny Kuligowskiej-Korzeniewskiej i prof. Eleonory Udalskiej.
Masz w swoim dorobku także książki związane z Gostyninem.
I to kilka autorskich, jak „Dzieje Ochotniczej Straży Pożarnej w Gostyninie 1879–1991”, dwa wydania „Gostynin. Szkice z przeszłości”, „Szkoła gostynińska. Sto lat w służbie oświaty 1907–2007”, „Szpital Psychiatryczny w Gostyninie 1933–2018”, W II tomie „Rocznika Gostynińskiego” z 2008 r. jest wykaz moich różnorodnych publikacji począwszy od 1974 r. Są tam wymienione książki, opracowania i artykuły naukowe o różnej tematyce, opracowania materiałów źródłowych, recenzje, sprawozdania, referaty z sesji naukowych, promocje, wystawy. Do chwili obecnej jednak wiele, wiele przybyło.
Wiem, że książki te cieszą się zainteresowaniem mieszkańców Gostynina. Czy masz z tego satysfakcję?
Tak i raduje mnie to bardzo. Jak się okazało, warto było poświęcić tyle lat pracy dla rodzinnego miasta.
Jesteś prezesem Gostynińskiego Towarzystwa Kulturalno-Naukowego? Powiedz coś na temat Towarzystwa.
Prezesem Gostynińskiego Towarzystwa Kulturalno-Naukowego zostałam w 2008 r. Funkcję przejęłam po Jarosławie Domagale. Działamy w małym gronie, głównie autorów naszych publikacji. Są to: cztery wydania „Rocznika Gostynińskiego”, „Gostyniński Słownik Biograficzny”, „Ulice Gostynina z historią w tle”, których jestem redaktorem i autorką kilku zawartych tam tekstów. Te same osoby współpracowały przy wydaniu monografii Gostynina „Dzieje Gostynina od XI do XXI wieku”, choć wydawcą jest, z funduszy miejskich, Miejska Biblioteka Publiczna im. Jakuba z Gostynina. Towarzystwo utrzymuje się ze sprzedaży publikacji. Kupującymi są Urzędy Gminne i mieszkańcy. Musimy zdobyć środki na skład książki, druk i obsługę księgową. Wszystkie prace wykonywane są społecznie. Jest to nietypowe w ustroju kapitalistycznym...
Byłaś też dziekanem Wyższej Szkoły Turystyki i Hotelarstwa w Gostyninie. Ta funkcja miała przecież mały związek z pracą redakcyjną.
Wyższą Szkołę Turystyki i Hotelarstwa w Gostyninie prowadziłam w latach 2007–2011. O redagowaniu „Głosu Gostynińskiego” w latach 1995–2009 i o funkcjonowaniu WSTH można by dużo opowiadać, ale najważniejsze można przeczytać w V tomie „Rocznika Gostynińskiego”, który właśnie się ukazał. Niemniej prowadzenie Szkoły w pewnym sensie wiązało się z pracą redakcyjną. W wydawanym wówczas „Naszym Gostyninie” odnotowywałam wszystkie wydarzenia w WSTH: inauguracje, egzaminy, wizyty gości, powołanie Uniwersytetu dla wszystkich, wyjazdy studentów na zagraniczne praktyki. Dzięki tym informacjom mogłam opracować monograficzny zarys Szkoły również dla V tomu „Rocznika Gostynińskiego”.
Otrzymałaś kilka znaczących wyróżnień. Które cenisz najbardziej?
Mam ich wiele – dyplomów, odznaczeń, listów gratulacyjnych. Pierwszy dyplom honorowy otrzymałam w 1981 r. „Za osiągnięcia w upowszechnianiu kultury w województwie płockim”. Do końca 2006 r. dostałam ich 18. Wszystkie mnie satysfakcjonują. Ale może najbardziej dyplom i pierwsza nagroda w kategorii gazet samorządowych ufundowana przez Fundację im. Stefana Batorego dla „Głosu Gostynińskiego” w 1999 r. oraz tytuł laureatki XIII edycji konkursu Nagroda Marszałka Województwa Mazowieckiego łącznie ze stylową statuetką w 2012 r., symbolizującą Natchnienie, a także Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski w 2015 r.
Jak oceniasz inne inicjatywy wydawnicze, które ukazują się w mieście czy powiecie?
Które masz na myśli…? Teraz są takie czasy, że, trawestując piosenkę”, „każdy książkę wydać może”.
Z jakimi problemami zmagałaś się w trakcie pisania pracy doktorskiej?
W tamtym czasie…? Wówczas dostać się na studia uniwersyteckie, a później doktoranckie, nie było łatwo. Nie było uczelni prywatnych, nie było tak licznych szkół wyższych z uprawnieniami nadawania stopni doktorskich. Dziś magister to już chleb powszedni, coraz więcej jest doktorów nauk. Pisanie dysertacji doktorskiej, zdobywanie materiałów do publikacji, to wówczas była droga przez mękę, nie było kserografów, komputerów, internetu, komórek do robienia zdjęć. Nie każdy wytrwał na tej drodze. Nie szłam po linii partyjnej, nie należałam do żadnej organizacji politycznej, co by mi ułatwiło dotarcie do celu (a znam takie przykłady nawet w Gostyninie). Wszystko zdobyłam własną pracą. Czy to jest doceniane? I tak i nie. Wiem, że żadne środowisko nie lubi ludzi wyróżniających się i przekraczających linię lokalną. Przykłady – po wydaniu książki o OSP w 1982 r. w pewnej gostynińskiej prasie ukazała się lakoniczna notatka informująca tylko, że książka ta „wyssała z kasy Straży 800 zł”. I ostatnia sytuacja – w biuletynie miejskim „Nasz Gostynin” lipiec-wrzesień 2023, gazecie samorządowej, ukazała się relacja z jubileuszowej promocji piątego tomu „Rocznika Gostynińskiego” bez mojego nazwiska jako redaktora naczelnego tego wydawnictwa i jednocześnie prezesa Gostynińskiego Towarzystwa Kulturalno-Naukowego. Ponadto zabrakło nazwisk autorów artykułów piątego tomu „Rocznika”. A bez ich tekstów nie byłoby „Rocznika” i to im należy się jakaś forma wyróżnienia. Nie będę tego komentowała.
Jak z perspektywy lat oceniasz swoją drogę zawodową, czy warto było na nią wkroczyć? A jak widzę, jesteś konsekwentna w swoim działaniu.
Dziś z perspektywy lat oceniam, że moja droga była wybrana świadomie. Mieszkam, jak zaznaczyłeś na wstępie, z dala od liczących się ośrodków akademickich. Większość moich książek ukazała się bez honorariów, w co nie każdy chce wierzyć. Niektórzy korzystają z mojego dorobku, zapominając o czymś takim, jak prawa autorskie. Ale nie żałuję. Jak powiedział nieżyjący już biskup Jan Chrapek – „należy tak postępować, aby zostawić swój ślad na ziemi”. Ja zostawiłam...
Dziękuję za rozmowę
Jan B. Nycek
Napisz komentarz
Komentarze