Tak, nasz Gostynin przez kilka wieków swojej historii pozostawał miastem wielowyznaniowym i wieloetnicznym, a słowa: luteranin, ewangelik, synagoga, cadyk czy cerkiew, wpisywały się w codzienność życia jego mieszkańców.
Na początku lipca do Gostynina przyjechali z Izraela potomkowie rodziny Nute Motyla – gostynińskiego przedsiębiorcy. Z Holokaustu ocalała jedynie córka Nute Motyla – Pani Czerna Motyl, która wyjechała do Palestyny w latach 30. XX wieku. Nasze miasto odwiedził jej syn z czwórką swoich dzieci i wnukiem. O tej wizycie pisałem już na łamach portalu gostynin24.
Ostatniego dnia lipca, również z Izraela, przyjechał Pan Tomer Naveh, który także jest potomkiem mieszkającej tu przed wojną licznej rodziny Motyli (czasami można też spotkać spolszczoną formę nazwiska – Motylińscy). Przyleciał do Polski, w tym do Gostynina, z synem, aby skompletować swoje badania nad genealogią rodziny. Pan Tomer przywiózł niezwykłą, jak dla mnie, historię brata swojej babci – Lucyny (Lutki) Motylińskiej. W tej opowieści pojawia się też bohaterska postawa polskiej rodziny z Gostynina – małżeństwa Józefy i Czesława Gierblińskich. Udało mi się porozmawiać z córkami tego małżeństwa, które zachowują w pamięci dramatyczne wydarzenia z czasów II wojny światowej. Mieszkająca dziś w Warszawie – Pani Stanisława – najstarsza z córek Państwa Gierblińskich podzieliła się ze mną opowieścią o Gostyninie z jej dzieciństwa. Ta historia wymaga jeszcze doprecyzowania, ale zdecydowanie jest warta opowiedzenia – poszerza naszą dotychczasową wiedzę na temat losu gostynińskich Żydów w czasie niemieckiej okupacji. Ocalały z Holokaustu Pan Leon Motyliński tak opisał chwile likwidacji gostynińskiego getta, kiedy ukrywał się w piwnicznym schowku w domu Państwa Gierblińskich: „Dni te były dla mnie szczególnie trudne. Wiedziałem, że już nigdy nie ujrzę swoich najbliższych. Niemcy byli poinformowani, że część Żydów zdołała się schronić. Szukali swoich ofiar po całym Gostyninie i okolicy. Buszowali po wszystkich domach. Ludzi, którzy ukrywali zbiegów rozstrzeliwano lub wywożono do obozów koncentracyjnych. Po tygodniu przerwano akcję. Mogłem wyjść i znów oddychać powietrzem”. Co ciekawe, bardzo ważny udział w uratowaniu Pana Motylińskiego miał inny gostyninianin – Niemiec – funkcjonariusz policji niemieckiej i przyjaciel z czasów młodości Pana Leona.
W sierpniu z krótką wizytą do Gostynina przyjechał, urodzony w Ameryce i mieszkający we Francji, Pan Lawrence Weinberg. Jego praprababcia – Tilly Najman – urodziła się w Gostyninie. Jej żydowska rodzina mieszkała w naszym mieście i pobliskich Skrzanch od pierwszej dekady XIX wieku.
Ostatnia, szczególna dla mnie wizyta, miała miejsce kilkanaście dni temu. Z Niemiec do rodzinnego miasta swoich rodziców i dziadków przyjechała Pani Valerie z mężem. Okazuje się, że historie z czasów wojny, są wciąż żywe dla jej rodziny. Jej wujkiem był gostyninianin Robert Mann. Choć podpisał volkslistę i wstąpił do niemieckiej policji, to został zapamiętany jako ten, który pomagał polskim i żydowskim rodzinom podczas okupacji. W „Dziejach Gostynina i ziemi gostynińskiej” znaleźć można krótką notkę o Panu Robercie, jednak nie ma tam informacji, że po wojnie został schwytany przez Rosjan i kilka lat przebywał jako więzień na Syberii. Znów mamy opowieść, która uzupełnia naszą dotychczasową wiedzę i rzuca nowe światło na losy mieszkańców Gostynina – Polaków, Niemców czy Żydów.
Dlaczego o tym piszę? Otóż, okazuje się, że projekt „Wielokulturowy Gostynin” ma sens. Odzywają się ludzie, którzy trafili na ślad tego co robimy i wyrażają się z uznaniem wobec działań upamiętniających przeszłość wieloetnicznego Gostynina. Nie kryję, że ich wizyty są przyjemną nagrodą za, momentami bardzo wyczerpującą czasowo, pracę wokół projektu.
Bywa, że szukając tożsamości naszego miasta tworzymy mity i sięgamy po wydarzenia, które nie mają wielkiego związku z Gostyninem. Tymczasem mamy bogatą i ciekawą własną historię. Jak się okazuje, do tej przeszłości wieloetnicznego gostynińskiego społeczeństwa wciąż chcą odnosić się osoby mieszkające w różnych zakątkach świata, w Niemczech, we Francji, w Izraelu czy USA. Fakt, że zauważają istnienie Gostynina, małego miasteczka w centrum Polski, związany jest z doświadczeniami żyjących tu niegdyś ich bliskich: rodziców, dziadków, pradziadków czy prapradziadków. Projekt „Wielokulturowy Gostynin” jest pomostem zarzuconym pomiędzy przeszłością i teraźniejszością. Do współtworzenia tego projektu zapraszam każdego, komu bliska jest lokalna historia.
Piotr Syska
Napisz komentarz
Komentarze