Piękne, wręcz z duszą plaże. Piasek jest ciemny, żwir wulkaniczny. Już sama nazwa onieśmiela. A do tego wyobraźmy sobie, że jest ciepły i taki przyjemny. Letni powiew wiatru otula nas. Przed nami kryształowa woda. Mieni się w kilku kolorach turkusu. Sen o Atlantydzie jest na wyciągnięcie naszej ręki. Nie przeszkadzają tłumy turystów, którzy chcą robić zdjęcia. Woda uderza o klify, z daleka słychać odgłosy z tawerny i możemy podziwiać taniec sirtaki. Niepowtarzalne kroki taneczne zapadają w pamięci. Choć nie do końca może przyswoiliśmy je, to same nogi rwą się do tańca. Jaką wyspę możemy przywołać? Nieważne, Kreta, czy Santorini, ale wyspy mają w sobie urok. Ktoś powie wyspa jak wyspa, nie ma znaczenia. Ale powiem szczerze, że nie ma takiego drugiego miejsca jak np. Santorini. Dla mnie nie jest przelukrowane, czy zbyt zaludnione od turystów. Władze lokalne zadecydowały, iż jedynie 9 tysięcy dziennie ludzi będzie mogło zwiedzić wyspę, ponieważ brakuje miejsc dla lokalnych mieszkańców. Oia, Fira nie ma znaczenia, liczy się chwila, kiedy możesz stanąć na brzegu, zobaczyć napis: Santorini Wita. „Raj na ziemi”.
Niebieskie kopuły kościółków, białe domki z niebieskimi oknami i drzwiami są jak bajka. Do tego dołączmy język grecki. Jest specyficzny. Już samo słowo na powitanie jest jakże intrygujące. Kalimera! Wiele teledysków czy filmów pokazuje wyspę, mieszkańców. Daleko nie szukając „Greckie pocałunki” czy „Santorini Blue”. Akcja filmów rozgrywa się na Santorini. Błękit, szum morza i lekkość w powietrzu. To niesłychane, że można w naszym zabieganym świecie żyć tak, czyli radośnie.
Na pewno wrócę na Santorini, tam marzenia się spełniają.
Renata Mielniczuk
Napisz komentarz
Komentarze