Zanurzanie się w złudzenia jest ucieczką od rzeczywistości. Codziennie ocieramy się o śmierć, chociażby czytając klepsydry lub doświadczając jej w rodzinie czy w sąsiedztwie. Ludzie umierają niezależnie od wieku, statusu społecznego czy bogactwa. Pewność śmierci odkrywa inną pewność – umierając, zostawiamy wszystko, co na tej ziemi zgromadziliśmy, co osiągnęliśmy przez całe życie: dyplomy, sukcesy, prestiż, dobra materialne oraz marzenia: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?” (Łk12,20). W związku z tym rodzi się pytanie o sens życia. Po co żyję, skoro i tak umrę? Skoro nie mogę dodać do swego życia nawet jednej chwili? Jestem tylko pielgrzymem, który wędruje po tej ziemi do jedynego celu – do zbawienia. Ten cel nie jest utopią. Drogą prowadzącą do tego celu jest Jezus Chrystus: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem” (J 14,6).
Nie wiem, kiedy i w jakich okolicznościach zakończę to pielgrzymowanie, ale nie „wypieram” ze świadomości, iż to nastąpi, czy tego chcę, czy nie. To, co za mną już przeminęło. Co mnie czeka jutro jest tajemnicą. Moje jest tylko „teraz” i ode mnie zależy, jak je przeżyję, co wybiorę: dobro czy zło? Czy kocham bliźniego tak mocno, że mogę przebaczyć, aby mi Bóg także przebaczył? Czy już dziś szukam Boga, przed którym kiedyś stanę twarzą w twarz niezależnie od tego, czy wierzę, czy nie? Tylko wtedy już będzie za późno na zmianę życia, ponieważ niespodziewanie zostanie przecięta jego nić… Myślę, że będzie to chwila, w której zobaczę całe swoje życie jak na dłoni i to będzie niepodważalna prawda o mnie „jakie życie, taka śmierć”, jaka wiara taka nadzieja: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby ludzie wam czynili, i wy im czyńcie. Albowiem to jest [istota] Prawa i Proroków.” „I otrze z oczu wszelką łzę, a śmierci już nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły.” (Ap 21,4).
Jesteśmy przeznaczeni do tego, aby żyć wiecznie: „Bo śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi. Bo sprawiedliwość nie podlega śmierci” (Mdr 1,13-15). Biblia jest prawdziwie księgą życia „(…) dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go obrazem swej własnej wieczności” (Mdr 2,23). W zamyśle Bożym człowiek był nieśmiertelny, więc skąd wzięła się śmierć? „A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą (Mdr 2,24). Jezus mówi: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie. Każdy kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to? – pyta Jezus (J 11,25-26). Wierzę, mocno wierzę, że… po drugiej stronie czeka życie wieczne bez cierpienia, bez trosk, że „dobry Ojciec obetrze z moich oczu ostatnią łzę”.
Myślenie o nieuchronności śmierci nie jest proste… wymaga wielkiej pokory. Nie znam „ani dnia, ani godziny”, więc staram się być gotowa poprzez sumienne wykonywanie swoich obowiązków ufając w Boże miłosierdzie. Staram się żyć w łasce uświęcającej przez żal za grzechy i spowiedź, przez pełny udział w Eucharystii, w której Jezus pokrzepia i umacnia. Życie w łączności duchowej z Bogiem daje pokój serca. Wiem, że zmarli nie mogą już naprawić swoich błędów, ja, póki żyję, mogę. Byłabym bardzo lekkomyślna, gdybym zmarnowała szansę, którą daje mi Bóg dziś – co jutro, nie mogę wiedzieć, więc dla mnie najważniejsze jest dziś… póki żyję, wciąż mogę wybierać – zbawienie czy potępienie… zdecydowanie wolę NIEBO!
Jezus potrzebuje świadków wiary: „Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami (…) aż po krańce ziemi” (Dz 1,8). Aby świadectwo było wiarygodne, musi być głoszone mocą Ducha Świętego. „Do każdego więc, kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10,32-33). Nie wstydzę się, Jezu, że w Ciebie wierzę, że nasłuchuję, co do mnie mówisz w swoim słowie. Nie wstydzę się, że spotykam się z Tobą w Eucharystii, nie tylko w niedzielę, ale także każdego dnia. Nie lękam się mówić o Twojej miłości do mnie i do każdego człowieka i o tym, że zawsze czekasz: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11,28).
O, jak bardzo jestem utrudzona życiem, wiekiem, chorobami! Do kogóż pójdę? Kto ulży moim ciężarom, kiedy nawet medycyna jest bezradna? Kto w takiej sytuacji pokrzepi mojego ducha, gdy ciało coraz słabsze? Tylko Jezus i tylko On wszystko może – „nie ma problemu, którego Bóg rozwiązać by nie mógł”: „Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie” (Mt 11,29-30). Wierzę…
Co to znaczy wierzyć? To coraz bardziej poznawać Chrystusa w Piśmie Świętym. Być zasłuchanym w Jego słowo jak Maryja. Nosić to słowo w sercu i rozważać, co miałoby znaczyć. Oczami wiary dostrzegać obecność Boga w zwykłych codziennych wydarzeniach, być wrażliwym na natchnienia Ducha Świętego i posłusznym Bożej woli. Nieść Dobrą Nowinę wszędzie tam, gdzie jesteśmy. Być wiarygodnym świadkiem Bożej miłości tzn. żyć tym, co się głosi i w ten sposób stawać się żywą Ewangelią w świecie… po prostu zakochać się w Jezusie i kochać każdego człowieka tak jak Jezus. Życie w bliskiej relacji z Bogiem, to przedsmak nieba już tu na ziemi. Uwierzcie, naprawdę warto…
Krystyna Sobczyńska
Napisz komentarz
Komentarze