Pytań, jak sądzę, jest znacznie więcej. Myślę też, że szukając odpowiedzi, chcemy nade wszystko znaleźć nadzieję i poczucie bezpieczeństwa w tych dziwnych i bardzo niestandardowych okolicznościach.
Chciałbym, w kontekście teraźniejszej sytuacji, przywołać historię opisaną na kartach Dziejów Apostolskich. Zachęcam do samodzielnego i uważnego przeczytania 27. rozdziału tej nowotestamentowej księgi. Paweł z Tarsu i jego towarzysze podróży, będąc na statku płynącym do Rzymu, znaleźli się bardzo niesprzyjającym położeniu. U wybrzeży Krety burza porwała statek, a siła gwałtownego sztormu odebrała podróżującym wszelką nadzieję. Szanse na ocalenie były nikłe, właściwie równe zeru. W takich właśnie okolicznościach, Paweł skierował do załogi i pasażerów statku zaskakujące słowa: „Bądźcie dobrej myśli”.
Czy Paweł był jakimś niepoprawnym optymistą? Czy jego słowa, by być dobrej myśli pośród niszczycielskiego sztormu, były psychologiczną zagrywką i miały wzbudzić nieuzasadnione poczucie bezpieczeństwa w chwili realnego zagrożenia życia? Nic z tych rzeczy! Słowa Pawła wynikały z jego więzi i relacji z Bogiem. Były reakcją na zapewnienie, jakie kilka godzin wcześniej otrzymał w nocnej wizji od anioła – Bożego posłańca: „Nie bój się, Pawle! Musisz stanąć przed cesarzem. Ponadto Bóg podarował ci wszystkich, którzy płyną z tobą”. Kiedy Paweł kierował do załogi statku słowa zachęty: „Bądźcie dobrej myśli”, poparł je wyznaniem: „WIERZĘ BOWIEM BOGU, że będzie tak, jak mi powiedziano”. Choć optymizm jest pożądaną postawą życiową – znacznie lepszą niż negatywne i pesymistyczne nastawienie – to jednak nie daje on gwarancji na szczęśliwe zakończenie kłopotów, w jakich się znaleźliśmy. Pewność, że przeżywane trudy zakończą się „happy endem”, w przypadku Pawła miała swoje źródło w obietnicy Boga i przekonaniu, że On uczyni dokładnie to co obiecał. Bóg złożył obietnicę, a Paweł uwierzył – ufał Bogu.
Jako ewangelikalny chrześcijanin wierzę, że Bóg ma plan dla mojego życia. Rozumiem też, że rozpoznanie tego planu i współpraca z Bogiem na rzecz jego realizacji nie gwarantują, że moje dni będą wolne od trudów, niebezpieczeństw i życiowych „sztormów”. Jednak będąc w centrum Bożej woli nie muszę tracić nadziei. Chcę się uczyć ufać Bogu szczególnie wtedy, gdy okoliczności krzyczą do mnie niczym huk huraganowego wiatru: „Zginiesz marnie!”, „Już nie ma dla ciebie ratunku!”. Paweł z Tarsu, którego historię przywołałem, wiedział, że Bożym przeznaczeniem dla niego był cesarski Rzym – stolica Imperium. I żaden sztorm nie był w stanie pokrzyżować Bożych zamiarów.
Kiedy okoliczności są złe, nie wystarczy optymizm. Miejsce doświadczeń, trudów i życiowych dramatów staje się doskonałą okazją, aby zadać sobie pytanie: „Czy jestem w centrum Bożej woli?”. Jeśli odpowiedź jest twierdząca, to nie ma powodu, aby ulegać panice i histeryzować. Sztorm i dokuczliwe zimno wzburzonego morza, były zaledwie tłem w życiu Pawła, który – ufając Bogu – zmierzał do Rzymu, aby wypełnić swoje powołanie. Paweł zachowywał pokój w najbardziej dramatycznych sytuacjach, nie z powodu wrodzonego optymizmu, ale dzięki wierze i trwaniu w bliskości z Bogiem, któremu powierzył swój los. Bóg, w oczach Pawła, był bardziej przekonywujący niż niesprzyjające okoliczności dnia codziennego. Paweł był człowiekiem wiary i pozostawił dla nas, ludzi żyjących w XXI wieku, lekcję wartą odrobienia. Ta lekcja brzmi tak: „Upewnij się, czy jesteś w Bożej woli i podróżujesz – na ścieżkach życia – do wyznaczonego Ci przez Boga celu. A jeśli tak, to kieruj swoje oczy na Niego i – szczególnie wśród trudnych okoliczności – bądź dobrej myśli. Bóg nie stracił kontroli nad światem wokół Ciebie, a wszystko współdziała dla dobra tych, którzy miłują Boga, to jest tych, którzy są powołani zgodnie z planem”. To „dla dobra” nie zawsze oznacza ocalenie życia, jak w przypadku Pawła. Ale zawsze znaczy, że w każdych okolicznościach On realizuje swój odwieczny – dobry i doskonały – plan, w którym jest miejsce także dla nas. Dla Ciebie i dla mnie. Dołączysz, by być dobrej myśl?
Piotr Syska
Napisz komentarz
Komentarze