Pojawiły się na przykład takie (cytuję je prawie w całości i w oryginale): „Jak będę chciał, poczytam Biblię w domu (…) dobrze wiedzieć, które miejsca omijać w tym pięknym rejonie”, „Za Biblię dziękuję. Mam lepsze książki...”, „No jeszcze mi potrzebne w trakcie wypoczynku słuchanie Biblii…”, „Czy można przyjść na śniadanie po rytualnym czytaniu wersetów z Biblii i liczyć, że też będzie obfite?”, „Bajki z tysiąca i jednej nocy”, „Na pewno tam nie przyjadę i znajomych powiadomię!!! Dobrze, że pan ostrzega”, „A Biblia tam po kiego grzyba?”, „Biblia? Ja pierniczę. Ale jaja”, „Gdy jadę na wczasy to na odpoczynek a nie na czytanie Biblii”, „Z tą Biblią to już przesada. Śniadanie z Biblią dla mnie nie do przyjęcia”, „Obejdzie się bez Biblii. Lepiej coś o Karkonoszach poczytać…”.
Zadziwia mnie ta niechęć do Biblii eksponowana przez osoby komentujące wpis prof. Kowala. Wszak, pomijając kwestie religijne, Biblia jest dziełem literackim uchodzącym za fundament kultury europejskiej. Jej treść bardzo często stanowi klucz do rozumienia naszej cywilizacji. Z kart Biblii czerpali inspirację najwięksi europejscy twórcy. Bez znajomości treści Biblii nie zrozumiemy europejskiego malarstwa, muzyki i literatury pięknej. Jak, przykładowo, bez elementarnej wiedzy biblijnej podziwiać dzieła Rembrandta? Osoby, które z takim lekceważeniem wypowiadają się o Biblii dają, moim zdaniem, świadectwo własnemu nieuctwu.
Należy też przypomnieć, że Biblia – zarówno Tanach, jak i teksty greckie Nowego Testamentu – jest fundamentem wiary i przekonań chrześcijan wszelkich konfesji. Trudno wyobrazić sobie praktykę życia chrześcijańskiego bez odniesienia się do nauczania nowotestamentowych autorów. Wiele osób, w historii naszego kontynentu, złożyło swoje życie w ofierze, by kolejne pokolenia Europejczyków mogły czytać treść „księgi nad księgami” w ich własnych – narodowych – językach. Dziś dostęp do Biblii jest niczym nieograniczony w Polsce. Możemy korzystać z rozległej palety jej tłumaczeń, będących rezultatem wieloletniej pracy całej rzeszy biblistów.
Czy można nie czytać Biblii? Czy można nie znać jej treści? Oczywiście można, wszak nikt nikogo do tego nie przymusza. Dziwi mnie jednak, że tak łatwo i bezrefleksyjnie odrzucana jest treść Księgi, która przez wieki pozostawała nośnikiem prawd wiary, niosła pocieszenie uciskanym oraz była źródłem siły i codziennej inspiracji dla całych pokoleń ludzi na przestrzeni dziejów. To epatowanie niechęcią do Biblii w przestrzeni publicznej nie daje, w mojej opinii, dobrego świadectwa o nas – Europejczykach i Polakach. Czy jesteśmy w stanie położyć, dla naszego życia i relacji społecznych, lepszy i solidniejszy fundament niż ten, który zakładany jest w oparciu o refleksję nad przesłaniem pozostawionym nam przez biblijnych autorów? Czy można się obejść bez Biblii? Pewnie tak. Ale czy warto?
Piotr Syska
Napisz komentarz
Komentarze