Obłudnikami są ci, których postępowanie nie wyraża ich wewnętrznego przekonania. Możemy ich dostrzec z pięknymi formami dobrego wychowania, ale ze złymi nawykami. Pragnąc wprowadzić w błąd innych, obłudnik sam siebie oszukuje i staje się ślepcem, zwłaszcza w odniesieniu do samego siebie, ponieważ nie potrafi dostrzec światło prawdy. Ktoś taki udaje na przykład pobożnego, a w rzeczywistości jego serce nie bije ani wiarą Bogu, ani miłością bliźniemu.
Obłudnik, który zdaje się działać dla Boga, w rzeczywistości robi jednak wszystko z myślą o własnej korzyści. Usiłując zachować dobrą minę, potrafi przebierać między przykazaniami albo interpretować przepisy na korzyść swoich grabieży i braku opanowania. Te „groby pobielane”, przeżarte ukrytą zgnilizną, uważają się za sprawiedliwych i stają się głusi na wszelkie wezwania do zmiany, nawrócenia. Niczym aktor teatralny, obłudnik gra swoją rolę i to tym staranniej, im piastuje wyższą godność i im bardziej otoczenie słucha jego głosu. Nie potrafi też osądzać samego siebie, ponieważ nie znajduje w sobie żadnej skazy. W związku z tym oskarża innych. Natomiast egoizm i koncentrowanie się na sobie nie ma przyszłości.
Obłuda powoduje życie w świecie „schizofrenii ducha”. Ni mniej, ni więcej oznacza to życie w dwóch niejako równoległych światach – realnym i wydumanym. Ten pierwszy jest oparty o prawdę, a więc zrozumiały dla wszystkich. Drugi – oparty o iluzję, jest wymyślony przez „chorego”. Zatem „schizofrenia ducha” jawi się jako świadomie wybrany lub nabyty przez wpływ środowiska sposób życia na dwóch płaszczyznach: jedna to troska o pozór pobożności, zaś druga – prawda wnętrza.
Ponieważ ludzie widzą to, co zewnętrzne, obłudnik zabiega w swoim środowisku o to, aby był bez zarzutu. Natomiast na co dzień żyje w niesprawiedliwości, bo ona jest obecna w zdzierstwie, nieopanowaniu czy braku powściągliwości. Podobnie rzecz się ma z troską o grobowiec na cmentarzu, który w oczach ludzi winien być piękny, bo jego wygląd mówi o tym, kto o niego dba, a więc o właścicielu, a nie o tym, kto w nim spoczywa.
Jak zauważa benedyktyn Włodzimierz Zatorski, wielu katolików skarży się, że „nie ma czasu na modlitwę poranną”. Kiedy jednak zmierzymy, ile czasu zajmuje im spokojne i świadome odmówienie „Modlitwy Pańskiej” i jeszcze jakiejś modlitwy, to okazuje się, że jest to minuta lub półtorej. Jak można to pogodzić z twierdzeniem, że w naszym życiu najważniejszy jest Bóg? Podobnie jest z „brakiem czasu” na niedzielną Mszę Świętą, na lekturę Pisma Świętego.
Uczeń Chrystusa liczy się z Bogiem i dlatego dba o czystość serca, bo ona promieniuje i objawia się w życiowej postawie wobec ludzi. Z punktu widzenia ducha, miłość prawdy decyduje o zdrowiu duchowym, które jest jedynym lekarstwem na obłudę. Pozwala ona dostrzec belkę w swoim oku, a nie szukać drzazgi u innych, które to poszukiwanie skutkuje obwinianiem całego świata a ostatecznie samego Boga za brak sprawiedliwości i uczciwości.
ks. Leszek Smoliński
Napisz komentarz
Komentarze