W tym tygodniu ukazała się w Polsce książka papieża Franciszka pt. „Powróćmy do marzeń. Droga ku lepszej przyszłości”. W rozmowie z brytyjskim dziennikarzem Austenem Ivereighem ojciec święty przywołuje jedną z poruszających fotografii na rzymskiej wystawie. Praca zatytułowana „Obojętność” przedstawiała elegancką kobietę opuszczającą restaurację. Z racji na panujące zimno kobieta była ubrana w futro, kapelusz i rękawiczki. Przy drzwiach na skrzyni siedziała marnie ubrana kobieta, drżąca z zimna. Wyciągała rękę do elegancko ubranej kobiety, ta jednak odwróciła wzrok.
„Co to mnie obchodzi?”, „co to wszystko ma wspólnego ze mną?”. Takie podejście – zauważa Papież – kończy się „uzbrojeniem duszy” w kamizelkę kuloodporną. Efekt? Obojętność wobec innych. Podobnie jak dwa tysiące lat temu w Betlejem, o czym przypomina nam znana kolęda: „Nie było miejsca dla Ciebie…”. Franciszek konkluduje, że „jednym z niebezpieczeństw obojętności jest to, że stanie się ona normalnością, cichutko przesiąkając do naszego życia i oceny wartości. Nie możemy przyzwyczaić się do obojętności. (…) Obojętna osoba jest zamknięta na nowe rzeczy, które Pan Bóg oferuje” (s. 24).
Nie można świętować narodzin Życia nie mając szacunku do ludzkiego życia. Opowiadanie o bliżej nieokreślonych świętach traci sens, jeśli sacrum zamienia się na profanum. Chrześcijanie nie celebrują przecież urodzin Boga-Człowieka bez obecności samego Jubilata. Byłoby to nie tyle wielce niestosowne, co pokazywało pogańskie podejście do Bożego Narodzenia. Sama nazwa wielu nie może przejść przez usta… Wszystko – łącznie z Gwiazdą Betlejemską – ma prowadzić do Nowo Narodzonego, a nie zatrzymywać się w odległości pałacu Heroda.
Skoro Boże Narodzenie to święta rodzinne, to nie bardzo mogę zrozumieć, dlaczego w wielu domach brakuje miejsca – nie tylko przy stole – dla seniorów. „Podrzucanie” starszych członków rodziny na czas świąt do szpitala, traktowanie ich instrumentalnie, bo przeszkadzają, bo są niepotrzebni to przejaw braku miłości, dobroci i wrażliwości. Maszynę na czas odpoczynku można wyłączyć, ale człowiek posiada serce, które krwawi, gdy bliscy wiele naobiecują, a potem nagle milkną.
Pewnie wielu powie: „sorry, taki mamy klimat”, zapominając o tym, że „czasy są takie, jacy są ludzie”. Porządków w naszym mieszkaniu nie robi przeważnie ktoś inny, jak my sami. Podobnie z porządkiem w sercu. Jak można śpiewać kolędy o Bożej miłości, zamykając serca na ludzką miłość, wyrzucając babcię czy dziadka poza nawias, bo nie pasuje do świątecznego wystroju i ciągle coś marudzi. A Jezus przychodzi na świat, aby nas nauczyć – przez przykład własnego życia – solidarności międzyludzkiej. I konkluzja godna papieża Franciszka: „Solidarność nie jest dzieleniem się okruchami z naszego stołu, ale zapewnieniem każdemu miejsca przy stole”.
ks. Leszek Smoliński
Napisz komentarz
Komentarze