Dobrze, ze do Japonii przyjechaliśmy kilka dni przed konkursem. Nawet zorganizowanie sali prób nie było łatwe. Najpierw obsługa hotelu nie chciała o tym słyszeć, potem zaczęli przeganiać nas z korytarza, aż w końcu dali za wygraną. Od północy do szesnastej pozwolili korzystać z pomieszczenia przy basenie.
Odmowa nie wynikała ze zlej woli Japończyków, raczej z wrodzonego umiłowania porządku i ciszy. W pociągach nie należy rozmawiać, ulice są sterylnie czyste, na chodnikach nie ma koszy na śmieci. Psie kupy ludzie zbierają do torebek i zabierają do kieszeni, samochody są wyszorowane, a ciężarówki wożące beton lśnią chromem. W restauracjach, w których byliśmy – a nie były to te najdroższe – sączyła się wyłącznie muzyka klasyczna. Przeważnie Chopin.
Te kilka dni pobytu wywróciło nasz świat do góry nogami. Nawet przywiezione na konkurs interpretacje piosenek, śpiewanych przez nas od miesięcy, trzeba było zmienić. Stało się to pod wpływem prób ze światowej klasy dyrygentami: Fredem Sjöbergiem, Masahiro Kishimoto i Johnem Augustem Pamintuanem. Mistrzowie rzucili na nie nowe światło, a także uświadomili nas, ze konkurs zaśpiewamy w Kobe Bunka Hall – jednej z najwspanialszych na świecie i najlepszych akustycznie sal koncertowych. W ogromnej na dwa i pół tysiąca miejsc sali tak wyraźnie słychać każdy dźwięk, że nawet szept wypowiedziany na scenie da się zrozumieć w ostatnim rzędzie.
Pracy było co niemiara. Nowe interpretacje zrodziły się z pomysłów wszystkich chórzystów. W dwa dni prób stworzyliśmy niemal nowe piosenki. Takiej radości muzykowania i tworzenia muzycznej wspólnoty nie przeżyłem nigdy wcześniej.
Dzień konkursu też potoczył się inaczej niż zazwyczaj. Z tyluletnim doświadczeniem konkursowym mamy wypracowany i sprawdzony system: śniadanie, próba, czas wolny, rozśpiewanka, grupowe zmotywowanie się przed wyjściem na scenę i koncert. W Japonii wprawdzie wystąpiły wszystkie te elementy, ale w jakimś niezwykłym skupieniu, spokoju i ciszy. Rozśpiewanka i motywacja przed wyjściem okazały niemal sakralnym rytuałem, zakończonym decyzją , że nasz występ ma być przede wszystkim modlitwą, a nie wykonaniem konkursowym. A mieliśmy się o co modlić. Ostatnie tygodnie nie były zbyt łaskawe dla wielu z nas. Ale nawet bez intencji w Japonii nie da się inaczej. Na każdym kroku wydaje się, że Konfucjusz mieszka tuż za rogiem i w każdej chwili gotów jest zapobiec wszelkim próbom buntu wobec odwiecznego porządku.
Muzyczna modlitwa do słów wierszy Karola Wojtyły poniosła nas jak na skrzydłach. Wybór tych kompozycji okazała się strzałem w dziesiątkę, również dla naszych słuchaczy. Polska melancholia szalenie spodobała się Japończykom. Ich zainteresowanie zostało spotęgowane, gdy dowiedzieli się, kto jest autorem słów wykonywanych przez nas kompozycji. Po zejściu ze sceny zebraliśmy wiele gratulacji. Chór z Polski, śpiewający poezję katolickiego papieża, okazał się dla Azjatów niezwykle egzotyczny. Wszyscy, którzy nam gratulowali podkreślali też niezwykłą urodę brzmienia męskich głosów. A te w połowie są zasługą gostyninian. Weteran Vox Singers Paweł Pilichowicz, śpiewający od roku Dominik Janiszewski i dwaj tenorzy Waldemar i Michał Pilichowiczowie (ojciec i syn) w znaczący sposób przyczynili się do ogromnego sukcesu chóru i ugruntowania jego pozycji w gronie najlepszych zespołów śpiewaczych świata.
"Sing'n'Pray" w Kobe był chyba najtrudniejszym festiwalem, w jakim uczestniczyliśmy. Jedna kategoria, większość chórów z Azji i spore problemy z uchwyceniem mentalności Japończyków okazały się jednak niezwykle inspirujące. Srebrny Dyplom, który wywalczyliśmy, ma dla mnie niezwykłą wartość i bodaj najwyższą rangę. Okupiony został ogromnym wysiłkiem i przewartościowaniem podejścia do pracy. Trzeba było wyjechać na Daleki Wschód, żeby w pełni zrozumieć istotę chóru: w chórze nikt nie może być gwiazdą i zarazem może być nią każdy; chór amatorski to najczęściej zespół dość przeciętnych śpiewaków - osobno nikt nie jest wybitny, razem możemy osiągać szczyty wykonawcze. I najważniejsze - tylko ciężka praca i poczucie przynależności do wspólnoty jest w stanie zagwarantować, że grupa zwykłych ludzi staje się niezwykła. To taki Wschodni rodzaj demokracji, który znakomicie sprawdza się w chórze.
Robert Majewski
Napisz komentarz
Komentarze