Był człowiekiem z krwi i kości, który miał tak wiele wad co zalet. Pana Stefana poznałem w 1999 r. kiedy powstawał klub Błyskawica Lucień. Jako 13-letni grubawy gamoń pałętałem się pomiędzy starszymi kolegami próbując nadążyć za akcją i w duchu modląc się by nikt nie podał mi piłki. A jednak Stefan nigdy nie wygonił mnie z boiska. Zawsze miał dobre słowo. Dodawał otuchy. Wierzył w każdego i to niezależnie od tego jak kto grał. Wystarczało mu zaangażowanie. W pewnym sensie swoją postawą ludzi budował. Jako piłkarzy i jako ludzi. Również mnie. Mało osób wie, ale to właśnie ze Stefanem Zbiegiem przeprowadziłem swój pierwszy w życiu wywiad. Wielu nazywało go "Dziadkiem". I coś w tym było, bo wychował prawie dwa pokolenia. Przez 19 lat był ostoją Błyskawicy. Bo ten klub dziś istnieje tylko dzięki Stefanowi. To on w trudnych czasach wziął na siebie zarządzanie i zbudował go na nowo zaczynając od drużyny juniorów.
Często nad tym myślałem i wydaje mi się, że działało to też w drugą stronę. On żył dla Błyskawicy. Przez te 19 lat w zasadzie za darmo trenował, przygotowywał boisko do gry, grabił liście, jeździł na spotkania i wysłuchiwał żalów. To on organizował pieniądze, gdy było naprawdę krucho...
W zasadzie szukając Stefana zawsze można było śmiało od razu jechać na boisko. Spędzał tam chyba większość czasu. Mam tyle zabawnych historii do opowiedzenia o Stefanie, że mógłbym ślęczeć nad tym godzinami. No ale nie dzisiaj. Szkoda, że nie zdążyliśmy razem spisać historii naszego klubu. Znowu zabrakło mi czasu. Dziękuję za wszytko co uczyniłeś. Będziesz na zawsze w mojej pamięci. I patrz czasem z nieba na to jak gramy. Bez Twojej opieki Błyskawica nie da sobie rady.
Jacek Liziniewicz
Napisz komentarz
Komentarze