Reklama

Marian Czesław Budzyński (1889–1939), Komendant Powiatowy Policji Państwowej w Gostyninie - ofiara niemieckiego okrucieństwa w 1939 roku

Komendant powiatowy Policji Państwowej w Gostyninie, komisarz Marian Czesław Budzyński, pełnił to stanowisko w latach 1937–1939. Pochodził z Warszawy. Z chwilą wybuchu II wojny światowej dostał rozkaz wywiezienia broni z Gostynina do Garwolina dla walczącej stolicy. Wyjechał 8 września 1939 r. Po wykonaniu rozkazu wrócił do komendy. W dniu 11 listopada 1939 r. został aresztowany, a 1 grudnia stracony przez Niemców podczas egzekucji w Woli Łąckiej w powiecie gostynińskim. W listopadzie 2023 r. władze Gostynina podjęły decyzję o nazwaniu jednej z ulic miasta jego imieniem.

Komendant powiatowy Policji Państwowej w Gostyninie, komisarz Marian Czesław Budzyński, był synem wielodzietnej rodziny Stanisława i Emilii z d. Malinowskiej. Urodził się 11 maja 1889 r. w Warszawie. Jego ojciec, Stanisław Budzyński, był z zawodu kotlarzem. Pochodził z herbowej szlachty. Marian uczęszczał do szkoły technicznej byłej Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej, ale naukę przerwał z powodu strajku szkolnego w 1905 r., w którym brał udział. Do 1908 r. pracował jako urzędnik na Kolei Wiedeńskiej. W 1909 r. został wzięty z poboru do wojska rosyjskiego. Po zakończeniu służby wojskowej skończył kursy technologiczne i pracował w przemyśle fermentacyjnym. Po wybuchu I wojny światowej wstąpił do Straży Obywatelskiej, skąd w 1920 r. przeszedł do Policji Państwowej. 16 października 1915 r. w parafii św. Barbary w Warszawie zawarł związek małżeński ze Stefanią Perkowską. Pracował wówczas w warszawskiej gorzelni i mieszkał z rodzicami przy ulicy Wilczej nr 5175. Stefania Perkowska, urodzona w 1891 r., była córką Franciszka i Józefy z domu Woźnica, Perkowskich, mieszkających w Warszawie przy ulicy Chmielnej nr 1556. Pracowała jako kasjerka, prawdopodobnie także w gorzelni.

Stefania Budzyńska, fotografia sprzed 1936 r. Ze zbiorów Mikołaja Komornickiego, przysposobionego prawnuka komendanta.

Marian Budzyński do służby w Policji Państwowej został przyjęty 1 lutego 1920 r. Wiadomo, że pracował w Warszawie jako zastępca kierownika XV komisariatu miasta stołecznego Warszawy przy ulicy Kruczej 8/16. Od 17 października 1931 r. pełnił funkcję zastępcy komendanta powiatowego Policji Państwowej w Bielsku Podlaskim. W kwietniu 1934 r. został awansowany do stopnia komisarza i przeniesiony do Białegostoku na stanowisko komendanta powiatowego. Według danych ewidencyjnych 29 marca 1935 r. przeniesiono go do Grodziska Mazowieckiego. Po niespełna dwóch latach – 1 marca 1937 r. – został skierowany do Gostynina i objął funkcję komendanta powiatowego Policji. Za nienaganną służbę i udział w wojnie polsko-bolszewickiej został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi, Medalem Pamiątkowym za Wojnę 1918–1921, Medalem Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości oraz Brązowym Medalem za Długoletnią Służbę.

W 1933 r. Marian Budzyński wystąpił do Komitetu Krzyża i Medalu Niepodległości o nadanie mu odznaczenia niepodległościowego. W uzasadnieniu wymienił swoje następujące zasługi:

Należałem do strajku szkolnego w 1905 r.; pracowałem nieoficjalnie w PPS w Pruszkowie; dokonałem z innymi podpalenia mostu na rzece Utracie w celu przeszkodzenia w dowozie wojska, za co byłem aresztowany przez żandarmerię; przechowywałem u siebie ukrywającego się bojowca i agitatora Wąsowskiego Apolinarego ps. Żak, byłego urzędnika kolejowego; przechowywałem w domu rodziców bez ich wiedzy broń i bibułę, co spowodowało dwukrotną rewizję, jednakże bez wyroku; należałem do organizacji kolejarzy w 1905 r. wprowadzającej na Kolei Wiedeńskiej język polski; w grudniu 1918 r. jako ochotnik ze starszym kolejarzem udałem się z transportem żywności dla obleganego przez Ukraińców Lwowa. Transport ten po ciężkich przeprawach i obstrzałem zdołano uskutecznić.

Komitet jednak na posiedzeniu w dniu 21 lutego 1933 r. wniosek odrzucił ze względu na „brak pracy niepodległościowej”.

Ewakuacja rodzin policyjnych z Gostynina we wrześniu 1939 roku.

Kilka dni po wybuchu wojny w 1939 r. M. Budzyński otrzymał z Warszawy rozkaz ewakuowania zamieszkałych w Gostyninie rodzin policyjnych. W dniu 5 września 1939 r. spakowawszy podręczny dobytek, na trzech wozach rodziny wyruszyły sprzed Szkoły Powszechnej w Gostyninie przy ulicy Kutnowskiej, przez Strzelce, Kiernozię w kierunku Garwolina. Wiadomo, że były to rodziny: Stobnickich, Brylskich i Jędrzejewskich. Podróż okazała się niezwykle trudna, głównie z powodów aprowizacyjnych. Nie dotarli do celu, ponieważ co jakiś czas nadlatywały niemieckie samoloty, z których ostrzeliwano drogę. Ludzie uciekali na pobliskie pola i tam się chronili przed kulami. Znajdujący się na drodze polscy żołnierze skierowali gostynińskich uciekinierów do klasztoru w Ołtarzewie.

Według relacji Eugeniusza Jędrzejewskiego, jego brat, Bolesław Jędrzejewski, został wezwany do siedziby policji przy ulicy 3 Maja (obecnie numer 26) przez komendanta Budzyńskiego 5 września 1939 r. Dowiedział się, że do ochrony rodzin policyjnych został wyznaczony Tymoteusz Stalkowski i on, wówczas 17-letni harcerz. Według rozkazu rodziny te miały na wozach opuścić miasto i dotrzeć do komendy powiatowej w Garwolinie. W związku z wybuchem wojny funkcjonariusze otrzymali wynagrodzenie za trzy miesiące z góry. Jędrzejewski uzgodnił z policjantem Stalkowskim, że on pojedzie na pierwszym wozie, a Jędrzejewski na ostatnim wraz z matką i trójką rodzeństwa. Przez Strzelce, Kiernozię udali się w kierunku Warszawy. Przed stolicą ich kolumna została rozbita, pogubili się, stracili ze sobą kontakt. Na drogach panował niewyobrażalny tłok, wojsko i cywile uciekali na wschód. Po wielu perypetiach Jędrzejewscy dotarli wozem do wsi Kłoczew za Garwolinem, zatrzymali się u gospodarza Mariana Pieńkosza. Tam zostały ich matki i rodzeństwo, a on wraz z Tadeuszem Janiszewskim na jednym koniu jechali dalej w kierunku wschodnim. Pod Lublinem wojsko zabrało im konia do swego taboru, a ich obu „przygarnięto”. Dalszy los Janiszewskiego nie jest znany, do domu już nie wrócił.

Ewakuację do Garwolina opisała również Marianna Brylska, późniejsza Konarska, córka Józefa Brylskiego, policjanta w Gostyninie. Miała wówczas 18 lat i często przebywała w budynku komendy. Jak opowiadała, wykonywała tam podręczne prace kancelaryjne:

Jako rodzina policyjna na początku września zostaliśmy ewakuowani do Garwolina. Tam zjeżdżały się rodziny policyjne z wszystkich miast. Na szosie było tłoczno, gdyż jechało bardzo dużo wozów. Gdy z trudem dojechaliśmy pod Sochaczew, nadleciały niemieckie samoloty i zaczęły bombardować. Ludzie uciekali na pole. Po nalocie na szosie leżało pełno zabitych ludzi i koni, wozy były poprzewracane, ludzie się szukali, wołali płakali. Ja leżałam w polu kapuścianym z dala od szosy. Gdy odnaleźliśmy swój wóz, ruszyliśmy dalej w stronę Warszawy, ale Wojsko Polskie nie pozwoliło nam jechać, skierowano nas do schronu w klasztorze w Ołtarzewie.

Jechaliśmy po dwie rodziny na wozie. Ja wraz z synem przodownika Policji Edwardem Kopczyńskim po przyjeździe do Warszawy mieliśmy spotkać się z naszą Policją w umówionym miejscu. Skoro nas nie wpuszczono do Warszawy, Kopczyński pobiegł pieszo do stolicy, ja wróciłam do Ołtarzewa. Było tam już dużo ludzi, zwłaszcza kobiet z dziećmi. Modliły się głośno, dzieci płakały, ksiądz modlił się z nami. Wkoło toczyła się ciężka bitwa o Warszawę. Była straszna strzelanina, jasność od wybuchów armatnich, bo działo się to w nocy. Siedzieliśmy tam kilka dni, którejś nocy spadła bomba i zasypała okienka w schronie. Ludzie zaczęli się dusić, zaczęło brakować powietrza. Ksiądz [Jankowski] chwycił szpadel, wyczołgał się, żeby odkopać okienka. Zaczęłam się za nim czołgać. Odkopaliśmy jedno okienko i wpadło powietrze.

Rano przyszło dwóch niemieckich żołnierzy, wycelowali w nas karabiny, kazali nam wychodzić i nic nie zabierać. Zobaczyliśmy, że wokół wszystko było zbombardowane, tylko klasztor stał cały. Zaprowadzili nas do wielkiej stajni, gdzie przedtem stały konie wojskowe. Tam przetrzymali nas kilka dni i w końcu kazali udać się do domu. Do Gostynina wracaliśmy pieszo, było bardzo zimno, zatrzymywaliśmy się u ludzi, spaliśmy w stodołach. Po drodze spotykaliśmy polskich żołnierzy wynędzniałych i głodnych, których prowadzili Niemcy. Po powrocie opowiedziałam wszystko Komendantowi [Marianowi Budzyńskiemu]. Powiedział, że jak się skończy wojna, dostanę odznaczenie (…)”.

Marianna Brylska w 1939 r. Ze zbiorów rodzinnych Barbary Konarskiej-Pabiniak

Józef Brylski udał się do walczącej Warszawy, gdzie został przysypany gruzem walącego się domu. Uratowano go, ale potem miał powracające bóle głowy. Nowe władze po 1945 r. nie chciały zaliczyć mu do emerytury lat pracy w Policji, toteż podejmował się różnych zajęć dorywczych. Zmarł tragicznie w 1959 r.

Policjanci gostynińskiej Policji na ulicy 3 Maja – od lewej Józef Brylski, obok posterunkowy (nie ustalono nazwiska). Ze zbiorów Barbary Konarskiej-Pabiniak

Podobnie wrześniowy czas wspominała inna gostyninianka – Róża Korycińska, która wraz z rodzicami na rowerach uciekała przed Niemcami. W artykule dla „Gazety Gostynińskiej” napisała m.in.:

Pierwszy nocleg mieliśmy w stogu słomy przy szosie. Obserwowaliśmy widoczne na niebie światła niemieckich samolotów. Cały następny dzień jechaliśmy w zbitym, gęstym tłumie furmanek i pieszych uciekinierów. Późnym wieczorem dotarliśmy do Sochaczewa. Miasto było już po nalocie lotniczym. Mijaliśmy zburzone płonące domy, widzieliśmy rannych i zabitych ludzi, padłe zwierzęta. W uszach świdrował trzask ognia, łomot walących się domów, krzyki i jęki ludzi. Ten potworny obraz długo wracał do mnie w koszmarnych snach. Widzę go i dziś, gdy słyszę, że gdzieś na świecie toczy się wojna.

Opisy tego, co się działo na szosie sochaczewskiej w pierwszych dniach września 1939 r., odnajdujemy w powieści Sława i chwała Jarosława Iwaszkiewicza. Oto fragmenty:

Z początku wojny, gdy szosą sochaczewską ruszyły tłumy uchodźców i toczyły się wozy, armaty, kulawe samochody i pieszy tłum, niektórzy ludzie zbaczali kasztanową aleją. (…) Na szosie zakotłowało się. Uciekający pchali się w przeciwnym kierunku i skręcali na boki, regularne odgłosy broni. Wymiana strzałów stała się klasyczna.

(…) Wyjechali na szosę, którą wycofywało się wojsko polskie. Po obu stronach, w rowach leżały duże ilości sprzętu wojennego. Jeszcze z pociskami armatnimi spotykało się coraz częściej. Kiedy wyjechali z lasu, było ich jeszcze więcej. Zalegały rowy po obu stronach drogi.

(…) Nazajutrz wyjechali z lasów na szosę sochaczewską mniej więcej w okolicy Paprotni, (…) Ale widok szosy, tłumy żołnierzy idących na piechotę, bezładnymi szeregami, trochę cywilów, a od czasu do czasu furmanka, która przemykała się bokami drogi w stronę Sochaczewa, powiedziały im wszystko. (…) W ciężarówce siedzieli żołnierze niemieccy, rozgarniający tłum wielkim krzykiem. Obok kierowcy w szoferce siedział opasły żołnierz, z wielkim, długim »cugowym« batem, odebranym widocznie jakiemuś jadącemu powozowi. Bat sięgał daleko – przejeżdżający samochód zaczepiał długim, białym i ostrym jego końcem.

Pod koniec października 1939 r. rodziny Brylskich i Janiszewskich wróciły szczęśliwie do Gostynina, który nie był bombardowany.

Marian Budzyński – drugi z lewej – podczas uroczystości 3 Maja na rynku w Gostyninie w 1935 r. Obok niego w mundurze naczelnik OSP w Gostyninie Jan Marcinkowski, z przodu starosta powiatu gostynińskiego Stanisław Korzeniowski. Ze zbiorów Barbary Konarskiej-Pabiniak
Uroczystość państwowa na stadionie w Gostyninie, prawdopodobnie 11 listopada 1938 r. Siedzą od lewej: żona starosty Maria Korzeniowska, burmistrz Gostynina Michał Jarmoliński, oficer rezerwy WP Jan Ślązak, starosty powiatu gostynińskiego Stanisław Korzeniowski, NN, komendant Policji Marian Budzyński. Ze zbiorów Barbary Konarskiej-Pabiniak
Marian Budzyński podczas pobytu w Tatrach zimą 1938 r. Siedzi w saniach w środku w kapeluszu. W czapce starosta powiatu gostynińskiego Stanisław Korzeniowski. Ze zbiorów Mikołaja Komornickiego

Marian Budzyński we wrześniu 1939 r. oraz jego aresztowanie i rozstrzelanie w grudniu 1939 r. 

Wróćmy jednak do losów Mariana Budzyńskiego. Na początku września 1939 r. otrzymał rozkaz zawiezienia broni z gostynińskiej komendy do Komendy Powiatowej Policji Państwowej w Garwolinie z przeznaczeniem dla walczącej Warszawy. Z Gostynina wyjechał ze starostą Stanisławem Korzeniowskim w nocy z 8/9 września 1939 r. Ochraniali ich: Tymoteusz Stalkowski, który od października 1936 r. pełnił funkcję zastępcy komendanta w Gostyninie oraz policjant Bolesław Janiszewski. Po wykonaniu rozkazu Budzyński wrócił do Gostynina. Wiadomo, że broń dotarła do Warszawy.

Pod koniec października 1939 r. w Gostyninie rozpoczęły się zakrojone na szeroką skalę aresztowania polskiej i żydowskiej inteligencji. W dniu 11 listopada 1939 r. uwięziony został też komisarz Budzyński. Eugeniusz Jędrzejewski wspominał, że jego ojciec w listopadzie wraz z innymi policjantami był również aresztowany i przetrzymywany w byłej cerkwi, a następnie w kościele pw. św. Marcina. Pamiętał, że matka wysyłała go do ojca z posiłkami i czasem udawało mu się z nim zobaczyć. Zależało to od dobrej woli żandarma, a być może także od przekupstwa. Twierdził, że wszystkim policjantom proponowano służbę w podporządkowanej okupantowi policji Generalnego Gubernatorstwa. Niektórzy przyjęli tę propozycję i być może to uratowało ich od śmierci. Komendant Budzyński również otrzymał od Niemców sugestię służby w granatowej policji w GG, ale stanowczo ją odrzucił. Dlatego został aresztowany i nad ranem 1 grudnia 1939 r. rozstrzelany w Woli Łąckiej.

Pierwszy grudnia 1939 r. był czarnym dniem dla Gostynina. Tego dnia Niemcy rozstrzelali w lesie w pobliskiej Woli Łąckiej 29 osób. Byli to głównie przedstawiciele gostynińskiej inteligencji, jak: burmistrz Gostynina, księża, posłowie na Sejm, urzędnicy, nauczyciele gimnazjum i szkoły podstawowej, dyrektor banku komunalnego, mecenas, leśnik, felczer, kupcy, rolnicy, a także komendant powiatowy Policji Państwowej w Gostyninie komisarz Marian Czesław Budzyński. Więźniowie najpierw byli umieszczeni w budynku dawnej cerkwi, zwanym przez mieszkańców Gostynina „maglem”, gdzie odbył się nad nimi doraźny sąd. Po bestialskich przesłuchaniach w nocy zostali załadowani na podstawione samochody ciężarowe i wywiezieni na rozstrzelanie do lasu w Woli Łąckiej. Zwłoki zabitych wrzucono do przygotowanego wcześniej dołu, po czym miejsce kaźni zostało zamaskowane. Przypadek jednak sprawił, że w tym czasie znalazła się tam mieszkanka pobliskiej wsi, która z ukrycia obserwowała to tragiczne wydarzenie. Następnie jej brat Józef Woźnicki zaznaczył na drzewie miejsce zbrodni.

Była to pierwsza egzekucja mieszkańców Gostynina przeprowadzona w ukryciu. Do końca wojny nawet rodziny pomordowanych nie znały ich losu. Prawdopodobnie udział w zbrodni miał Niemiec Jakub Pohl z Gostynina. Kierował jedną z ciężarówek, którą wieziono elitę gostynińską na rozstrzelanie. Potem był kierowcą w niemieckiej żandarmerii. Z kolei przed wojną w policji w Płocku pracował Henryk Brokop, starszy przodownik niemieckiego pochodzenia. Jego rodzina mieszkała w Czermnie w powiecie gostynińskim, a także w Gostyninie. W Archiwum Akt Nowych zachowało się pismo komendanta powiatowego z Płocka Mariana Gąsiewicza, który ostrzegał Mariana Budzyńskiego przed tym policjantem za jego hitlerowskie sympatie. Być może Brokop także przyczynił się do aresztowania Budzyńskiego.

Następne egzekucje w Gostyninie odbywały się publicznie i miały na celu zastraszenie Polaków. Egzekucja przeprowadzona w czerwcu 1941 r. przy ul. Floriańskiej dokonała się na oczach ściągniętych w to miejsce mieszkańców. Zamordowano wówczas dziesięciu mężczyzn. Genowefa Giętka z d. Smok, wówczas 16-letnia dziewczyna, była świadkiem tej egzekucji. Zapamiętała, że zamordowanych wieziono na drabiniastym wozie do miejsca pochówku w lesie k. Skrzan. Z wozu sączyła się krew.

Po zakończeniu wojny 27 kwietnia 1945 r. dokonano ekshumacji zamordowanych w Woli Łąckiej. Na czele Komisji Ekshumacyjnej, działającej na miejscu zbrodni pod przewodnictwem ks. prefekta Bolesława Zielenieckiego, stał dr Eugeniusz Wilczkowski, dyrektor Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Gostyninie, członkiem był sędzia Antoni Tuszyński. W protokole w części dotyczącej Mariana Budzyńskiego napisano:

Po odkopaniu grobu na głębokości około 1,5 metra, stwierdzono pierwszy rząd zwłok w różnych pozach pół wyprostowanych, zgiętych i nieprawidłowo rozrzuconych, zaś poniżej drugi rząd raczej wyprostowanych i dość prawidłowo ułożonych. (…) Budzyński Marian rozpoznany przez ob. Zalewskiego po charakterystycznej kurtce skórzanej, spodniach kangarowych, brązowo-zielonym swetrze wełnianym, (…) Ręce związane do tyłu za pomocą podwójnie okręconego drutu. Czaszka potrzaskana w okolicy kości ciemieniowej prawej oraz w miejscu spojenia lewej kości ciemieniowej z kością potyliczną.

Pogrzeb ekshumowanych ofiar egzekucji odbył się 28 kwietnia 1945 r. Był to najliczniejszy i najsmutniejszy pogrzeb w Gostyninie. Wszyscy pochowani zostali w kwaterze zbiorowej ofiar hitleryzmu. W dniu pogrzebu jego byli podwładni przekazali synom swoją cześć dla Komendanta, prosząc o zapalenie zniczy na jego grobie. Obecnie zamordowani mają osobne groby z nazwiskiem oraz podaną funkcją. W kolejnych latach po wojnie na grobie komendanta Budzyńskiego często paliły się znicze przyniesione przez Mariannę Konarską, Eugeniusza Jędrzejewskiego i Ryszarda Rzepnikowskiego, których ojcowie pracowali w przedwojennej Policji Państwowej.

Rynek w Gostyninie 28 kwietnia 1945 r. Pogrzeb ofiar egzekucji w Woli Łąckiej dokonanej 1 grudnia 1939 r. Ze zbiorów Barbary Konarskiej-Pabiniak

Współcześnie władze miasta Gostynina i organizacje kombatanckie wszystkim pomordowanym oddają hołd w rocznicę ich śmierci w dniu 1 grudnia. Natomiast w listopadzie 2023 r. podjęta została przez Radę Miejską w Gostyninie uchwała nadania nazwy jednej z ulic „Mariana Budzyńskiego”. Pamięć o miejscu spoczynku komendanta Mariana Budzyńskiego podtrzymują członkowie Warszawskiego Stowarzyszenia Rodzina Policyjna 1939 r. Od wielu lat z okazji Święta Policji przed lub w dniu 24 lipca i Dnia Wszystkich Świętych na grobie Mariana Budzyńskiego delegacja WSPR 1939 r. zapala znicz. Czasami delegacja ta składa się z rekonstruktorów Policji Państwowej, ubranych w przedwojenne mundury policji.

Pamięć o Marianie Budzyńskim kultywuje też Mikołaj Komornicki. Jak sam pisze był kilka razy w Gostyninie na jego grobie i w lesie w Woli Łąckiej przy pomniku pomordowanych 1 grudnia 1939 r. Wyznał też, że krótko przed swoją śmiercią Janusz Karol Budzyński przekazał mu sygnet z herbem Dąbrowa, który należał do jego ojca Mariana Budzyńskiego.

Grób Mariana Budzyńskiego w kwaterze ofiar hitleryzmu na cmentarzu parafialnym w Gostyninie pod wezwaniem św. Jakuba. Fot. Z. Bartosiak

Po raz pierwszy komendant Budzyński został przypomniany w cytowanej książce mojego autorstwa Gostynin. Szkice z przeszłości w 2004 r. Następnie - opracowany przeze mnie - niepełny wówczas biogram komendanta zawarty został w Gostynińskim Słowniku Biograficznym w 2017 r. W dniu 25 kwietnia 2024 r. w Muzeum Pałac Saski w Kutnie odbyła się konferencja Pamięć-Edukacja-Przyszłość. Perspektywy nauczania o ofiarach zbrodni totalitaryzmu, podczas której Marianna Brylska, późniejsza Konarska, otrzymała pośmiertnie Medal XX-lecia Warszawskiego Stowarzyszenia Rodzina Policyjna 1939. W ten sposób po 85. latach spełniła się obietnica Mariana Budzyńskiego z 1939 r., złożona pannie Mariannie Brylskiej. Medal za Zasługi dla Warszawskiego Stowarzyszenia Rodzina Policyjna 1939 otrzymała też autorka niniejszego artykułu.

Medal XX-lecia Warszawskiego Stowarzyszenia Rodzina Policyjna 1939 – rewers i awers, przyznany pośmiertnie Mariannie Konarskiej. Fot. J.B. Nycek, w posiadaniu autorki

Cytowany wcześniej Eugeniusz Jędrzejewski w swoich wspomnieniach napisał o M. Budzyńskim:

Komendant Budzyński był wielkim patriotą, wypełnił do końca obowiązek służby Polsce. Przed wybuchem wojny kierował gostynińską jednostką w sposób profesjonalny, był wymagającym od siebie i od innych człowiekiem. Jego wizerunek zapamiętany został jako człowieka sympatycznego, życzliwego dla młodych ludzi, budującego dobrą atmosferę w jednostce dzięki swojemu ojcowskiemu stosunkowi do podwładnych. Opanowanie i nieokazywanie emocji świadczyło o charyzmie. Z drugiej strony policjanci zawsze z dużym szacunkiem wypowiadali się o swoim przełożonym.

Komisarz Marian Budzyński został stracony w ukryciu i zakopany w zbiorowej mogile. Został skazany przez hitlerowców nie tylko na śmierć, ale także na zapomnienie. Wyrok zapomnienia został wydany, ale nie wykonany.

Janusz Budzyński, syn Komendanta, w latach 50. i 60. XX w. Ze zbiorów Mikołaja Komornickiego

Od autorki. Tekst artykułu w szerszej wersji, z przypisami i bibliografią przekazany został do „Notatek Płockich” 2024, nr 2.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

zachmurzenie duże

Temperatura: 1°C Miasto: Gostynin

Ciśnienie: 997 hPa
Wiatr: 23 km/h

Ogłoszenia
Piękne mieszkanie o wysokim standardzie! Piękne mieszkanie o wysokim standardzie! Tel: 665 424 109 lub 515 955 229. Posiadamy do sprzedaży bardzo atrakcyjne i bardzo przestronne mieszkanie o powierzchni 60 m2 w nowoczesnym bloku. Mieszkanie składa się z salonu z aneksem kuchennym, 2 sypialni, łazienki z wc oraz przedpokoju. Urządzone w wysokim standardzie i wyposażone we wszystkie sprzęty RTV/AGD. Piękny, przestronny salon, z wyjściem na balkon. Sypialnie świetnie oświetlone naturalnym światłem. W pokoju dziecięcym znajduję się wyjście na oddzielny balkon. Lokal jest dwustronny. Mieszkanie urządzone w bardzo wysokim standardzie, czyste świeże gotowe do zamieszkania od zaraz! Bez najmniejszego wkładu finansowego. Ogrzewanie podłogowe w holu oraz w łazience. Rolety we wszystkich oknach. Lokal usytuowany na 1 piętrze. Czysta i zadbana klatka schodowa. Przy bloku wygodny parking. Możliwość zakupu 1 miejsca w garażu podziemnym który znajduję się w bryle budynku. Cena za miejsce w garażu 40 000 zł dodatkowo liczone do ceny mieszkania. Cena za mieszkanie: 530 000 zł do negocjacji. Przy zakupie mieszkania razem z garażem cena będzie wynosić: 550 000 zł Zapraszamy do zakupu! Mieszkanie posiada księgę wieczystą. Prezentacja w naszym biurze jest bezpłatna i niezobowiązująca! Kupujący płaci prowizję tylko i wyłącznie w przypadku zakupu danej nieruchomości. Obsada Biura Solid-Nieruchomości ul. Wojska Polskiego 27/67 09-500 Gostynin (budynek Poczty Polskiej) Niniejsza oferta została przygotowywana na postawie informacji uzyskanej od właściciela oraz oględzin i zdjęć nieruchomości wykonanych przez BON Solid. Jednak wszelkie informacje w niej zawarte mogą ulegać aktualizacji. W związku z czym dane zawarte w ogłoszeniu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią oferty w rozumieniu Kodeksu Cywilnego.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama