W których „okularach adwentowych” może nam być bardziej do twarzy – kiedy patrzymy na świat, życie, ludzi wokół siebie z optymizmem czy z nadzieją? W książce pt. Drzewo ma jeszcze nadzieję (Kraków 2010) ks. Tomáš Halík, czeski duchowny katolicki, wykładowca Uniwersytetu Karola w Pradze snuje taką refleksję: „Na pytanie: czy jestem optymistą, czy pesymistą, odpowiadam, że jestem człowiekiem walczącym o nadzieję – Jako taki jednakowo odrzucam obie te możliwości. ‚Optymista to człowiek, który ma niedostatek informacji’ – głosi znamy bon mot. Myślę, że prawda jest bardziej brutalna: optymista jest fałszerzem pieniędzy: złotą monetę nadziei, która podarowana została człowiekowi na jego drogę życia, zamienia na iluzję, że słońce szczęścia musi obracać się wokół planetki jego wyobrażeń i życzeń. Optymizm to nieco desperackie założenie, że ‚wszystko wypadnie dobrze’; podczas gdy nadzieja jest siłą wytrwania także w sytuacji, w której oczekiwanie to okazało się iluzją” (s. 20).
Okazuje się, że optymizmowi prędzej ulegają ludzie naiwni i łatwowierni. Zatem bywa on złudny przekonując, że wszystko znów jakoś obróci się ku dobremu, „jakoś tam będzie”. Jakoś, czyli jak? Nadzieja daje siłę, ale nie szasta tanimi obietnicami szczęśliwego zakończenia. Jest jak chleb na drogę, który ma wzmacniać, dawać siłę do kroczenia w jasno określonym celu. Zatem samo optymistyczne patrzenie na świat i postrzeganie go w kategoriach pozytywnych pokazuje jakby tylko jedną stronę medalu. Pozostaje jeszcze to, co jest z drugiej strony.
Społeczeństwo iluzji jako kanon serwuje „bycie optymistą”, a co za tym idzie, narzuca pozytywne myślenie, wiarę w siebie, oraz ciągłe powtarzanie „modnych formułek” typu: „bądź szczęśliwy”, „uśmiechaj się”, „nie martw się”. Takich tanich rozwiązań proponuje się wiele i na każdą trudną okazję. Mają łagodzić ból istnienia, sztucznie poprawiać nastrój, powodować samozadowolenie. Problem jednak w tym, że nie służą rozwojowi człowieka, jego pójściu do przodu, a ich swoisty efekt placebo przynosi jedynie chwilową ulgę, nie prowadząc do zmierzenia się z trudną rzeczywistością. „Optymistyczne” czyli „życzeniowe” patrzenie w przyszłość, w duchu „bezstresowego wychowania” kończy się zwykle bolesną porażką, utratą gruntu pod nogami i perspektyw na przyszłość. Rzeczywistość, w której żyjemy, nie stanie się nam bowiem posłuszna tylko dlatego, że jesteśmy optymistami i widzimy ją pozytywnie. Tu potrzeba zupełnie czegoś innego: zasadniczej zmiany perspektywy w duchu innego, nowego życia, które tchnie w nas nadzieja zrodzona z ufności do Boga, która nie podlega żadnemu fatum.
ks. Leszek Smoliński
Napisz komentarz
Komentarze