Dawno, dawno temu, a może nawet jeszcze dawniej, jeden z władców północno-zachodniej części obecnego Mazowsza wracał z wojennej wyprawy. Niestety nie zakończyła się ona powodzeniem, a pokonany książę jechał na ledwie żywym wierzchowcu bez jakichkolwiek insygniów władzy. Po kilku dniach podróży, gdy był już u kresu sił, dotarł do miasteczka, które kusiło wieloma karczmami. Okazało się jednak, że w żadnej z nich książę nie mógł liczyć na gościnę. Następnego dnia władca zdołał w końcu znaleźć mieścinę, w której mógł liczyć nie tylko na ciepłą strawę, ale nawet na kąpiel i kąt do spania. Gościny udzieliła mu młoda karczmarzówna, zastępująca swojego ojca, który wybrał się po zaopatrzenie.
Kilka dni później władca – ubrany jak na księcia przystało – ponownie zawitał do karczmy, w której został tak wspaniale ugoszczony. Karczmarz nie ukrywał zdumienia na widok tak znamienitego gościa, ale jeszcze bardziej zaskoczony był informacją, że ów gość pojawia się w jego przybytku już po raz drugi. Książę wytłumaczył więc, że wracając z nieudanej wyprawy wojennej zawitał do miasteczka, w którym spotkał wiele nieprzyjaznych gąb, musiał więc wędrować kolejny dzień, by dotrzeć do mieściny, w której podjęty został bardzo gościnnie.
Aby uczcić to wydarzenie, miasteczko zostało nazwane „Gościnin”. Nazwa ta z czasem ewoluowała, aby ostatecznie zyskać obecne brzmienie „Gostynin”. Młoda karczmarzówna tymczasem została jedną z dam książęcego dworu (jedna z wersji legendy głosi, że książę pojął ją za żonę).
Napisz komentarz
Komentarze