W jednej z poprzednich opowieści zwróciłem uwagę na fakt, że jednym z podstawowych źródeł dochodów w okresie wczesnego średniowiecza były łupy zdobywane podczas wypraw wojennych. Nic zatem dziwnego, że dobry był każdy pretekst do podjęcia mniejszej lub większej wyprawy. Nie można było jednak zapełniać skarbca wyłącznie tym, co przywiozło się z wojny. Tym bardziej, że przecież każdemu zdarzały się mniej lub bardziej spektakularne porażki.
Na rzecz Kościoła płacona była dziesięcina. Jak sama nazwa wskazuje, jej wysokość sięgała jednej dziesiątej zbiorów. Drugim „kościelnym” podatkiem było świętopietrze pobierane od każdego domu, czyli „dymu”, dlatego opłata ta często określana była jako podymne. Z czasem zastąpiona została przez pogłowne, czyli podatek płacony od każdej głowy, czyli osoby mieszkającej w danym gospodarstwie.
Ze sporymi obciążeniami liczyć się musieli kupcy, którzy zobowiązani byli do płacenia myta czyli opłaty za prawo wjazdu do miasta i handlowania na miejscowym targowisku. W niektórych miastach istniało również prawo składu, w myśl którego kupiec mógł ruszać w dalszą drogę tylko z tymi towarami, których nie udało mu się sprzedać. Uciążliwe dla ludności były obowiązki zwane „stanem” lub „podwodą”, Każdy mieszkaniec ziem, którymi rządzili Piastowie, musiał ugościć przejeżdżający orszak (bez względu na rangę najważniejszego z jego członków), zapewniając dostojnikom i ich świcie wyżywienie. W razie potrzeby zobowiązany był również do zapewnienia koni, wozów, woźniców oraz przewodników.
Opowieścią o podatkach kończymy pierwszą część przekazów natury ogólnej, a za tydzień wrócimy na tereny dawnej Ziemi Gostynińskiej.
Napisz komentarz
Komentarze