Snopy światła padają na pojedyncze ławki, a wiszące oczy miasta wiążą je pewnym ruchem. W okolicy coraz głośniej: młodzież się bawi, korzystając z prawa nadanego im przez nieznanych sprawców. Z tuby rozklekotanej Hondy dochodzi echo ostatniego tuningu. Długie zdania, urywane pustym śmiechem w drzwiach sklepu, wiją się po chodnikach. Czasem radiowóz zmieni nastroje zebranych i odciągnie na chwilę uwagę od tematu rozmowy; gdy tonie w głębi miasta, wzburzona toń wypłaszcza swoje lustro. Wszystko dzieje się tak, jak powinno; reżyser przedstawienia z zegarkiem w ratuszu mierzy czas zapętlonych aktów i przytakuje. Jutro kolejny dzień pracy, ale o tym nikt nie chce pamiętać. Czuję się jak szczeniak biegający po mrowisku – przyjemność przeplata się z odrazą, zwłaszcza gdy typy mijające się na pasach zaczynają wypominać sobie sucze korzenie matki. Uśmiech na twarzy jak rzep trzyma się podwiniętego ogona.
– Widzisz – mówi do mnie, uwalniając płuca z żółtego dymu – to nie jest tak, że dobrze, albo że niedobrze. Wstajesz rano, idziesz do kibla z włączonym radiem i co słyszysz? Kasia ma obniżoną odporność w tych trudnych czasach. Spuszczasz wodę, jedziesz na budowę za dychę na godzinę i co słyszysz? Krem na grzybicę pochwy. Włączasz w chacie telewizor, nie wiem, ucinasz drzemkę przy jutubie i każdy film poprzedzają reklamy. Nie ma znaczenia czy je oglądasz czy nie – one po prostu są. Czy kiedykolwiek poszedłeś do sklepu, bo akurat 6 marca ogłosili rekordową obniżkę na odkurzacze albo kupiłeś różowy krem z apteki, bo jest różowy? Jak właściwość różowatości sprawia, że przestaje cię napieprzać łeb?
Wywód przerwało długie zaciągnięcie się tytoniem. Miałem mu powiedzieć, że palenie powoduje raka i choroby serca, ale nie chciałem narażać się na zbędną śmieszność.
– A ci ludzie? Spójrz na nich – piją piwa, których nie wybierali, gadają na tematy, które ich nie dotyczą albo są nudne jak oni sami, jeżdżą autami, które często nie są ich. Przemielone, zapakowane w kolorowe folie z datą przydatności i oznaczone mięso.
– Przesadzasz. Nie przyszli tutaj dlatego, że ktoś im tak kazał – dodałem, szukając w tym wyliczeniu miejsca dla niego. Przed oczami mignęła mi płonąca żyrafa. Popatrzył chwilę, rzucił peta na odległość buta, splunął na trawnik.
– Wczoraj stałem na tamtych pasach, jakieś łebki chciały przejść. Nie zdążyłem dobrze ruszyć, już jeden do mnie z mordą. Nie słyszałem o co się spruł, ale nafukany ewidentnie szukał zaczepki. Co ja miałem zrobić?
Za nami przesuwały się kolejne samochody. Wyraźnie się ochłodziło, głosów też jakby mniej. Wsiedliśmy do auta, gdzie głośniki wypluły "w rzeczywistości ciągłej sprzedaży gdzie 'być' przestaje cokolwiek znaczyć". Obaj parsknęliśmy śmiechem, bo żadne z nas nie wiedziało, kim jest Kasia.
Wieczór się skończył aferą - ktoś szybko wyłapał na ryj. Spienione piwo rozlało się na pasy. Koniec psot, mówię, po czym zanurzyłem kluczyk w stacyjce. Po szybach samochodu rozlała się feeria barw. Odbiliśmy od portu, zostawiając za sobą otwarty przerębel.
Marcin Gęsiarz
Caravaggio - Narcyz
Napisz komentarz
Komentarze