Reklama
Reklama

Kondom i róża

Wiedzą o tym duże dzieci Że już w lesie się nie śmieci Anonimowa przedszkolanka, 2001   O stopniu rozwoju cywilizacji stanowi podobno ilość produkowanych śmieci. Nie wiem, jak doliczyć do tego rachunku wysypiska, ale sądząc po tym, co widać w sąsiedztwie lasów, w skali Kardaszowa tkwimy głęboko w mentalnym zerze.

Radziecki uczony, nieżyjący już od dwóch lat, jako kryterium przyjął ilość energii, jaką jest w stanie wyprodukować i wykorzystać na własny użytek dana cywilizacja. Panele słoneczne, reaktory jądrowe, marsjański dron Ingenuity, pozasłoneczne Voyagery, lasery bojowe, łączność satelitarna i wiele innych wynalazków będących soczystymi owocami wyhodowanymi z myślą o nieskończonym głodzie ciekawości i ewoluującej wraz z człowiekiem od zarania dziejów żyłki zdobywcy świadczą o tym, że nas stać; stanowią dowód, że nie tylko potrafimy naśladować inne gatunki współdzielące z nami świat, ale i wykorzystać tkwiący w nich potencjał do wykraczania poza wyobrażenia poprzednich pokoleń. Materialne świadectwa człowieczej poiesis są niepodważalne. Daleko nam jeszcze do pełnego wykorzystania potencjału naszej planety, ale znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie jest źle. Dosyć przekonująco w tym świecie wybrzmiewają słowa proroka Dawida, że patrzymy tylko w dobrą stronę.

Tym chętniej zawieszam wzrok na zzieleniałych perłach skrzętnie ukrytych pod warstwą mchu i gałęzi. Niewielka polana z mokrym od deszczu pogorzeliskiem pośrodku, a na niewielkim cisie powiewa niebieska maseczka. Piszę ten tekst w pochmurne majówkowe popołudnie, a ona nadal tam wisi. Nie da się przejmować czymś, co widzi się od urodzenia – śmieci w lesie były i są odkąd pamiętam. Najczęściej puszki i butelki po piwach, nieco rzadziej małpki po czystej, dlatego pewnie jeszcze sobie powisi. Daleki jestem od stwierdzenia, że jesteśmy narodem alkoholików, ale naprawdę wystarczy zrobić kilka kroków wydeptanym szlakiem wgłąb lasu, a najlepiej ze śmietnikami po drodze, by przekonać się o prawdziwości mojej obserwacji, że raczej nie pija się w pojedynkę; stosy flakonów i lepkiego od śliny złomu zwykle rozkładają się w pokaźnym towarzystwie, jakby równolegle do konsumpcji uprawiano koleżeńską dezynfekcję.

Przypominam sobie, jak kilka tygodni temu spotkałem w okolicach jeziora Gościąż zapalonego ornitologa z Łodzi. Wysiadł z terenowej dacii i namiętnie wczytał się w wyblakłą mapę dojazdu. W za długim morowym płaszczu, lustrzanką w jednej i patrolówce w drugiej dłoni, myślami ewidentnie stał już na wschodnim, zarośniętym brzegu, gdzie mimo drzew porządnie wiało. „Tędy, cały czas prosto – powiedziałem, podnosząc rękę w stronę, z której przyjechałem – a potem pierwsza albo druga w lewo”. „W lewo?” – burknął jakby do siebie. „Za workiem ze śmieciami”. Strzelił coś pod nosem, wsiadł i z buksującymi kołami pojechał we wskazanym kierunku. Przed którymś z zakrętów leżał pusty worek z cementem czy czymś podobnym. Drugie, co mi przyszło do głowy, gdy odjechał, to rosnący trochę za jeziorem głośny zagajnik, jasny od ptasich godów.

A zatem: materiały budowlane. W innym miejscu gostynińskiego zacisza natrafiłem jeszcze na plastikowe, a zatem bezwartościowe z punktu widzenia skupu złomu, elementy samochodu – deskę rozdzielczą, element nadkola, błotnika, wnętrze drzwi. Gdzieś indziej jeszcze pudełko po maśle, tetrapaki, folie z zawartością zjadaną z częstotliwością dwóch batonów na prosty odcinek ścieżki, puszki po energetykach, pety albo słoiki z petami. Wszystko to sobie leży, obojętnym ruchem wypuszczone z rąk albo rzucone w zieleń jak w rzekę, rozkłada się po cichu, topi z butwiejącym drewnem i, wbrew nadziei, nie odpływa w niepamięć.

I co mnie to wszystko obchodzi. Nie zgłaszam tego nigdzie, bo nikt z tym nic nie zrobi. Chwalę się swoją ignorancją i rozkoszuję myślą, że przyjdzie kolejne „Sprzątanie świata” i te kolorowe niewinne dzieciaki o czystych zamiarach będą własnoręcznie zbierać do reklamówek zużyte prezerwatywy. Nie było nas, był las, nie będzie nas – będzie las, a w nim coraz więcej świadectw miłości, postępu, lenistwa i zobojętnienia na śmierć. Na ziemi to plastik, szkło, metal, w kosmosie – zużyty rakietowo-satelitarny złom. Kwestią czasu jest dryfujący w przestrzeni kosmicznej kondom, który w pewnym momencie wszechświata zawinie się wokół zepsutej wycieraczki. Samo się stanie, ot, ironia losu. Postęp, panie. Co zrobisz, jak nic nie zrobisz.

Marcin Gęsiarz

IMG 20210420 163833

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

pochmurnie

Temperatura: 2°C Miasto: Gostynin

Ciśnienie: 1036 hPa
Wiatr: 13 km/h

Ogłoszenia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama