Kilka miesięcy temu pisaliśmy o Akademii Piłkarskiej English Football, którą Mieszko Okoński założył po powrocie z Anglii, gdzie grał w piłkę uczył się trenerskiego fachu (materiał POD TYM LINKIEM). Podobną genezę ma wywodząca się z Gostynina szkółka FEA. Jej właściciel i prezes również wcześniej przebywał w Anglii. Z tą różnicą, że był to pobyt zarobkowy, niezwiązany z piłką nożną.
– Było tak, że po kursie trenerskim szukałem pracy i jej nie było. Szczerze mówiąc sam ją sobie musiałem zorganizować, a przy okazji także innym. Działamy od 2011 roku. W Polsce wtedy szkolenie wyglądało tak jak wyglądało. Właściwie go nie było, mało kto się tym wtedy interesował. Ja po przyjeździe z Wielkiej Brytanii i szukając różnych rozwiązań stwierdziłem, że ludziom z mojego pokolenia kiedyś nikt nie dał szansy, żeby ktoś się nami zajął. Graliśmy piłkami w rozmiarze pięć, w ciężkich korkach. Było fajnie, ale ze szkoleniem miało to niewiele wspólnego. Stąd pomysł, żeby spróbować coś dać tym dzieciakom. Widziałem w Anglii, że to jest fajne zajęcie. Chciałem robić to profesjonalnie. Zacząłem od franczyzy, wszedłem we współpracę z jedną z fundacji, byliśmy jej pierwsza szkółką na Mazowszu. Później nasze drogi się rozeszły, od trzech lat działamy na własnych zasadach – opowiada Marcin Mofina.
O powrocie do Anglii już nie myśli, chyba że podnosić swoje kwalifikacje. Za Mofiną między innymi dwutygodniowy staż w klubie Bolton Wanderers, w latach 2001–12 nieprzerwanie występującym w Premier League, obecnie zaś w League One (trzeci poziom rozgrywkowy).
– Zwiedzaliśmy, podpatrywaliśmy, słuchaliśmy. Bardzo fajny wyjazd. Zaimponowała mi zwłaszcza infrastruktura. Tego mi w Polsce brakuje najbardziej. Ze szkoleniem jest coraz lepiej, ale często nie ma po prostu gdzie szkolić. Mamy z tym kłopot – uważa nasz rozmówca, który nie ukrywa, że wzorce czerpie właśnie z kraju zwanego kolebką futbolu. Wskazuje na to zresztą nazwa prowadzonej przez Mofinę szkółki. FEA to skrót od Football Education Academy.
– Chcemy uczyć się od najlepszych, tamte wzorce nam najlepiej odpowiadały. Talenty tak samo rodzą się w Anglii i w Polsce, tylko trzeba się nimi zająć, zaopiekować i odpowiednio poprowadzić – podkreśla prezes FEA.
Przystąpienie do Programu Certyfikacji PZPN dla szkółek piłkarskich wiązało się jednak z pewnymi zmianami, których podmiot prowadzony przez Marcina Mofinę musiał dokonać.
– Pracowaliśmy na własnym systemie szkolenia. Przeszliśmy na system Akademii Młodych Orłów. Z różnych przyczyn. Szkic jest bardzo fajny i chętnie go realizujemy. Po uzyskaniu certyfikatu doszło sporo pracy, nazwijmy to biurowej, której trenerzy wielkimi fanami nie są, ale rozumiemy, że pewne sprawy muszą być usystematyzowane. Nie mamy też problemu z „kijem”, czyli kontrolami ze strony PZPN. Czekamy teraz na „marchewkę” od Ministerstwa Sportu. To niezaprzeczalny atut posiadania certyfikatu, który pcha nas do przodu i pozwala się rozwijać, przede wszystkim trenerom – nie ukrywa szkoleniowiec.
Dziś programem objęte są cztery grupy w oddziale w Gostyninie i dwie w Łącku. By zachęcać kolejne dzieci do treningów, szkółka zdecydowała się na nietypowy transfer i pozyskała swoją oficjalną maskotkę – Edusia. Pocieszny pluszak pojawia się na wszystkich piknikach, turniejach i innych imprezach organizowanych przez szkółkę.
– Eduś jest z nami od kilku lat, gdy zaczęliśmy działać na własny rachunek. Mamy dzieci, musimy się z nimi komunikować ich językiem. Chcieliśmy mieć maskotkę jak profesjonalne kluby. Podczas imprez i turniejów to się świetnie sprawdza. Dzieci są zadowolone. To też dla nas promocja. Idziemy z Edusiem do przedszkola i zawsze wywołuje on uśmiech na twarzach. Fajna atrakcja – cieszy się autor pomysłu z Edusiem.
Kolejnym niezaprzeczalnym atutem FEA jest oficjalna współpraca z Wisłą Płock.
– Zależy nam, żeby dzieci, które szkolimy, miały szansę zaistnieć w piłce zawodowej. Chcieliśmy im stworzyć drogę, wskazać kierunek, którym naturalnie wydaje się największy klub w naszym regionie, czyli Wisła. Już wcześniej nasi zawodnicy tam przechodzili, ale chcieliśmy to sformalizować, żebyśmy mieli korzyści z tego wynikające. Choćby marketingowe czy wizerunkowe. Uczestniczymy też w turniejach organizowanych przez Wisłę, zawodnicy uczestniczą w meczowej eskorcie podczas spotkań PKO Ekstraklasy – wylicza Mofina.
A jak wyglądają relacje gostynińskiej szkółki ze starszym i dużo bardziej znanym lokalnym sąsiadem, czyli Miejskim Klubem Sportowym Mazur?
– Jestem wychowankiem Mazura, grałem w tym klubie. I to był też jeden z powodów, dla których założyłem szkółkę. Nie mieliśmy szans na rozwój, widziałem, że kluby na tym poziomie nie szkolą dzieciaków. Dlatego postanowiliśmy pójść swoją drogą, zrobić coś po swojemu. Dziś staramy się współpracować. Oczywiście to dla nas konkurencja, zwłaszcza że to wiodący, miejski klub. Oddajemy Mazurowi zawodników i chyba coraz bardziej nas doceniają. W drużynie seniorów są już nasi wychowankowie, 16-latek strzelił gola w debiucie. Korzystają i my, i Mazur. My musimy działać tak, by rodzice mieli do nas zaufanie i powierzyli nam swoje dzieci, mimo tego, że jest w mieście inny klub. Mazur musi się czymś wykazywać, pracować, szkolić i iść w tym samym kierunku. Pokazaliśmy, że można i trzeba inaczej. Zmąciliśmy wodę w tym spokojnym do niedawna stawie. To dla Mazura motywacja. Pewnie nikt nie spodziewał się, że coś takiego się zdarzy i trzeba będzie konkurować. To jednak zdrowe dla rozwoju dzieci i piłki – argumentuje prezes FEA.
Szymon Tomasik
Fot. FEA Gostynin
Napisz komentarz
Komentarze