Błagamy o natychmiastowy ratunek!
„Żyliśmy we dwójkę od lat – ja i On. Wszystko robiliśmy razem: jedliśmy, spaliśmy, wychodziliśmy na dwór. Jak zawsze rano chciałem iść na podwórko, jak co dzień budziłem Go, żeby mnie wypuścił. Ale On wcale nie chciał wstać. Dobra, jeszcze trochę wytrzymam, a On niech odpocznie. Wtuliłem się w Niego mocno i bezpieczny zasnąłem. Niedługo obudził mnie chłód. Wtedy zrozumiałem! On jest zimny. Wiedziałem już, że to przyszła po Niego śmierć. Przecież nie mogłem oddać Go jej bez walki! Dotykałem Go zimnym nosem, lizałem po twarzy i rękach, szczekałem, żeby ją odgonić, rozpaczliwie trzymałem Go łapkami, żeby tylko nie odchodził. Bezskutecznie. Wreszcie zacząłem ją błagać, żeby nas nie rozdzielała. Prosiłem, że chcę iść razem z Nim. On będzie za mną tęsknił, a ja nie mam tu nikogo. Śmierć musi zabierać ze sobą też małe pieski! A jednak… odeszli – ona i On. Zostało tylko ciało. Nie wiem, ile upłynęło czasu, ani czy to były godziny czy dni. Nawet nie byłem głodny. Po prostu cierpliwie czekałem, że ona jednak zmieni zdanie i po mnie wróci, a ja znowu skoczę w Jego objęcia. Nie wróciła, a kiedyś tam otworzyły się drzwi. Zabrali Go, mimo moich protestów. Wygonili mnie na dwór, zamknęli nasz dom. Zobojętniałem. Wreszcie dotarło do mnie, że niedługo i tak się z Nim zobaczę, bo zostałem sam. I umrę… z tęsknoty, głodu i zimna… pod naszym wspólnym domem.”
26.11.2018 20:07